piątek, 1 listopada 2013

8. Moja historia.


Chyba nadszedł czas,żebym opisała tutaj swoją historię,chyba wreszcie czuję się gotowa,do opisania tego.
Więc,pierwsze epizody odchudzania,pojawiły się już u mnie w wieku 8-9 lat. W tedy schudłam 6 kilo i byłam taka szczęśliwa,już w tedy myślałam,żeby zjeść jak najmniej,nikt tego nie zauważył,a ja po jakimś czasie przestałam. Potem w 2009 roku,ponownie miałam dłuższy okres odchudzania. Po jakimś czasie,przestałam.
Rok 2010 i początek 2011,były to prawie same głodówki,ale nie od razu,pojawiły się stopniowo. Myślę,że w tedy byłam tak blisko anoreksji,jak już nigdy potem,ale w tedy pojawiała się mama,która zaczęła się o mnie martwić i wpychać jedzenie.Przed wkroczeniem mamy,już w tej fazie końcowej ''bliskości anoreksji'' potrafiłam robić dwudniowe głodówki,wyrzucałam prawie całe jedzenie,jadłam po 200-300 kcal i ćwiczyłam,ćwiczyłam bardzo dużo. A czułam się taka silna! Czułam taką wspaniała siłę,chociaż nic nie jadłam,w szkole też się bardzo dobrze uczyła. Jednak mama zaczęła wpychać we mnie jedzenie,sadzanie przy stole,pilnowanie..
 I tu zaczęłam się bulimia. Koniec września,chyba wtedy zaczęłam regularnie prowokować wymioty. Na początku była ta euforia,to poczucie lekkości po zwrócenia jedzenia,na początku też chudłam. Wszyscy z mamą na czele wpychali mi jedzenie,jadłam to,a potem wymiotowałam,więc mogłam dalej chudnąć,byłam taka szczęśliwa. I taka naiwna. Wszędzie piszą,że bulimicy tyją,a ja przez cały czas trwania bulimii chudnę,najgorszej stoję w miejscu z wagą,więc nie wiem,na mnie to nie działa. Co za szczęście.
 Jednak jak to ze mną bywa,chyba po ponad pół roku bulimii,mama zaczęła coś podejrzewać i wpadłam. Do dzisiaj pamiętam tą pogadankę,ale w tedy obiecała,że nie będzie już wpychać we mnie jedzenia,byle żebym nie wymiotowała.
 I w tedy na jakiś czas przestałam,zaczęłam jeść normalnie,ale potem zaczęła się 3 klasa gimnazjum.  I to jest okres w którym bulimia była najgwałtowniejsza i najdłuższa,kiedy teraz na to patrzę,to było spowodowane,stresem przed egzaminami,końcem gimnazjum. Było tak źle,że po pewnym czasie sama zaczęłam,ryczeć z bezsilności i w maju pierwszy raz się samo-okaleczyłam. Na początku tylko cyrklem,potem nożem,a potem,nareszcie!,udało mi się zdobyć żyletki. W tedy się zaczęło. Bulimia,samookaleczenie i napędzający to wszystko stres. Trwało to do końca,roku szkolnego. Potem przyszły wakacje i tu totalnie sobie odpuściłam. Przytyłam do 60kg.
 Po wakacjach poszłam do LO i tutaj zamiast się za siebie wziąć,to przytyłam do 62kg,bo wszyscy w szkole jedli wafelki,czekoladki,taka była moda,to czemu ja też nie? W tedy nie rzygałam w ogóle,zero.
 Jednak potem,ze względu,na to,że nie mogłam poradzić sobie z matmą,przeniosłam się do technikum.
Mam dyskalkulię,jest to choroba,która uniemożliwia mi zrozumienie matmy,dedukcję,gubię się nawet w najmniejszej wsi. Jednak teraz kiedy na to patrzę,to to,że przeniosłam się do technikum,było chyba moją najlepszą decyzją w życiu. Nie mam pieniędzy na studia,mieszkam tylko z mamą i tak jest ciężko,a tak po technikom będę mieć zawód i jakoś jej pomogę. Tylko mój największy błąd polega,na tym,że wybrałam technikum żywieniowe. Całe moje życie,kręci się wokół jedzenia. Naprawdę,byłam bardzo zadowolona,nie wzięłam tylko pod uwagę,że kocham(kochałam?) jedzenie,fakt,ale bardziej go nienawidzę. Myslałam,że będziemy tam uczyć się o dietach,ale tam praktycznie cały czas uczymy się czegoś innego. Na szczęście od tego roku,wszedł mi przedmiot,który ma być ponoć bardzo związany z dietetyką,na razie tego nie widać,ale ma być. Oby. Jest tylko wielki minus technikum,mamy pracownie,a tam gotujemy i potem to jemy. Na szczęście,teraz mam problemy z brzuchem i przynajmniej do grudnia,mogę spokojnie nie jeść,bo boli mnie brzuch,proste. Tylko od czasu do czasu,kiedy gotują coś lekkiego.
 A najśmieszniejsze jest to,że nienawidzę gotować.
W podstawówce,gimnazjum,liceum nigdy nie byłam zbyt popularna,jednak zawsze się z kimś dogadywałam i miałam znajomych. W technikum zaczęło się piekło. Dołączyłam do mojej obecnej klasy w grudniu i po prostu nie potrafiłam się z nimi dogadać,odtrącali mnie,wyzywali,naśmiewali się ze mnie,pierwsza klasa to był horror. Szkoła była horrorem,bo oni mi go zgotowali. Jednak w drugiej klasie,wreszcie coś się ruszyło i myślałam,że złapałam kontakt z trzeba osobami.(puściłam w niepamięć to co się działo w 1klasie,skoro miałam szansę,żeby wreszcie móc się z kimś trzymać.). Opowiedziałam im o sobie,ale prosiłam,żeby nikomu nie powtarzali. Myślałam,że już się kolegujmy,otworzyłam się przed nimi,a oni dzień potem mnie olali i znowu jestem dzikuską,z której się wszyscy naśmiewają. Tylko to tak boli,teraz chyba jeszcze bardziej niż w pierwszej klasie,bo przez moment z kimś się trzymałam.
 A teraz od 18 listopada do 13 grudnia,jadę na praktyki. Boję się nie tylko pod względem jedzenia,bo może być nawet łatwiej,ale właśnie tego,że nie będę mogła uciec do domu,tylko będę musiała być z nimi. Przeraża mnie to.
 Ostatnio zaczęłam mieć też napady obżarstwa,tylko dwa razy,ale strasznie się tego przestraszyłam. I dlatego,wróciłam do diety,do bloga. Kiedyś też miałam już jednego bloga,ale pisałam tam tylko o sukcesach,bo wstydziłam się pisać o porażkach i w rezultacie odeszłam po paru notkach. Teraz wiem,że muszę pisać wszystko,czy jest dobrze,czy jest źle,bo inaczej kłamstwa się nawarstwią. Tylko prawda.
 Właśnie ten okres w którym schudłam 10kg i ważyłam 51 kg. Moja najniższa waga,był tym okresem,wktórym byłam perfekcyjna,w moim mniemaniu. Bo dla mnie perfekcja,to kontrola.
 Dla mnie perfekcja,to trzymanie diety,ćwiczenie,dobre oceny,dużo nauki,pomoc mamie,chwalenie przez innych,dużo nauki i niska waga. To jest moja perfekcja i znowu chciałabym ją osiągnąć,bo w tedy czuję się tak bezpiecznie.Uwielbiam perfekcję,pragnę być perfekcyjna,bo w tedy wszystko jest lepsze.
I właśnie o to mi głownie chodzi,nawet nie o schudnięcie,tylko o tą perfekcję.
 Teraz wiecie już wszystko,więc chyba łatwiej Wam będzie zrozumieć,kiedy pisać o niektórych sytuacjach i czuję się tak lepiej kiedy to napisałam. 
 Opisując to,dopiero jakby to sobie uświadamiałam,ile to już trwa,wcześniej jakoś to do mnie nie docierało.
Naprawdę potrzebuję Waszego wsparcia.
Mam nadzieję,że ktoś dotrwa i to przeczyta.

*Na razie tylko śniadanie
3kromki
2,5plasterka
Mama ma dzisiaj wolne,więc raczej będzie ciężko.

5 komentarzy:

  1. Myślę, że bardzo dobrze zrobiłaś, pisząc nam tutaj to wszystko. I w pełni Cię rozumiem i będę wspierać. Trzymaj się ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Dasz radę. Na pewno.
    http://forbiddenbeaver.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że wreszcie to z siebie 'wyrzuciłaś'. Myślę, że teraz czas zostawić przeszłość za sobą i zacząć budować nową, inną, lepszą teraźniejszość. Jestem z tobą! Jestem tu na 100%. !

    OdpowiedzUsuń
  4. powodzenia :)
    nowy czas nowe życie i plany

    http://thinchudosc.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
  5. Całkowicie zgadzam się z Ana Bellą.
    Jakiś czas temu nie potrafiłam zrozumieć dziewczyn nie tyle dbających o siebie ćwicząc, zdrowo się odżywiając, ile was - odchudzających się, liczących skrupulatnie każdą kalorię, spalających je równie usilnie, i tego, że to mogło dawać komukolwiek poczucie siły. Ale dziś... tak, już rozumiem. Wreszcie, mimo,że nie wyglądam ani trochę jak wy - piękne, chude, mające/ będące na drodze do tego, czego wam zazdroszczę - wiem, co to znaczy pragnienie perfekcji, chudości, samokontroli, samozaparcia, siły, jakiejś swego rodzaju wartości. Już zrozumiałam jakie to cudowne uczucie.
    Ale wierzę w to, że każda z nas kiedyś osiągnie to, czego pragnie i wreszcie poczuje się wartościowa dla samej siebie i zadowolona z odbicia w lustrze :)

    overpowerweakness

    OdpowiedzUsuń